Od: Arturo
Data: 2006-08-17 21:27
Do: Juanita
Temat: Re: O uczcie dla oczu, uszu i podniebienia...
Witaj !
Nie pamiętam już, by ktoś do mnie zwracał się tak ciepło. Jestem wręcz wzruszony. Zupełnie mnie rozbroiłaś swą niezwykłą delikatnością i swoją poezją, pisaną prozą. Masz niezwykły talent.
Wyjątkowo nie będę pisał dużo, gdyż, również wyjątkowo, zachorowałem na zapalenie nerek. Wszystko będzie dobrze - lekarz niedaleko.
Gdy miałem 17 lat ojciec mi powiedział: "Synu ! Ani z ciebie matematyk, ani - polonista. Głąb jesteś ! Pójdziesz więc na medycynę !" I tak zostałem lekarzem . Teraz już wiesz, jaki mam zawód. Mam firmę Zespół Gabinetów Lekarskich w Alicante.
Kończę na razie, bo jestem słabiutki jak kotek, tym bardziej, że nie przerywam pracy. Przesyłam Tobie dwa wiersze oraz załącznik, aby uprzyjemnić wolniejsze chwile.
Pozdrów Pannę Catalinę - musi być bardzo wrażliwym dzieckiem (o przepraszam - wrażliwą kobietką).
Serdecznie pozdrawiam Was obie -
Arturo Chorowitek.
NA KRAWĘDZI
Stała na krawędzi -
- samotna, zagubiona...
Nie wiedziała kim była, jest i będzie -
- taka bezimienna,
po prostu - Ona.
Gdy wiatr swą pieśnią ją owiał,
zadrżała od chłodu,
do głębi drobnej duszy
wpiły się palce lodu
i w dół spojrzała,w asfaltu ciemne oczy...
Zadrżała
a strachu warkocze
spętały podstawę i tak chwiejną.
Spłynęła bliżej krawędzi zielonej.
W dali krzyk bitego starca,
płacz kobiety toczonej
chorobą straszną, bolesną nad zmysły;
łkanie głodnego dziecka,
którego marzenia prysły
jak bańki mydlane. Zdradziecka
krawędź ugięła się lekko...
Wzrok z czarnej otchłani
uniósł się w górę, w górę
a na niej błękit,
szum skrzydeł i dźwięki
organów Fugi Bacha pienia
oddaliły męki duszy,
dając chwilę ekstazy - zapomnienia,
unosząc jaźń całą
najwyżej, jak we śnie...
Strzały wdarły się grzmotem...
Marzenia ?... Za wcześnie.
Ach, wziąć świat w ramiona
i za chwilę małą
strach, głód, chorobę przejąć...
Co by to dało ?
-" Kim jesteś ?"-szepnął przechodzień
a twarz mu pobladła.
-" Ja ? Jestem kropelką."-
I spadła.
UWOLNIENIE
Kiedy czuję Cię, kochana, blisko -
- Twoje ramię, co muska niechcący
wtedy Księżyc podgląda nas nisko,
świat wydaje się stawać gorący.
Prąd przenika mnie do szpiku kości,
dłoń bezwiednie poszuka Twej dłoni
i millennium wspólnego nie dość ci
a galopu serca nie dogonisz.
Tak pokłonią się nam smukłe drzewa,
swoje głosy ściszą nocne ptaki,
bo miłości pieśń w duszy zaśpiewam,
kładąc lekko Cię tam, gdzie są maki.
Podmuch wiatru Twe usta rozchyli,
rzęsy skryją policzki płonące.
Dotknę włosów jak skrzydeł motyli.
Potem - reszty - ochotą dyszące.
Kiedy musnę Twą szyję ustami,
gdy westchnienie usłyszę a ręce
Twe oplotą me ciało sieciami,
wtedy bogów wysławię w podzięce.
I zachłannie uwolnię Cię całą.
Także siebie - z wszystkiego co mamy.
A i wtedy wciąż będzie za mało,
bo czas wcale nie jest dokonany.
Tak wyryjesz swój obraz w pamięci,
bym pamiętał na całe stulecie.
Lecz cóż zrobię, gdy wspomnienie znęci ?
...Bo też będzie najpiękniejsze w świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz